O czym mowa? Oczywiście o bodaj największym monolicie, jaki kiedykolwiek sprowadzono i ustawiono w Rzymie. Obelisk egipskiego faraona Totmesa III, który na spinie Circus Maximus kazał umieścić cesarz Konstancjusz II.
(przewiń w dół)
NAJWYŻSZY: ze wszystkich ustawionych w Rzymie obelisków, żaden nie mógł się równać z tym. Obelisk Totmesa III miał ponad 32 metry wysokości! To mniej więcej tyle, ile dzisiaj mają ośmio- lub dziewięciopiętrowe budynki!
NAJCIĘŻSZY: ile pierwotnie ważył, nie jest do końca jasne. Ale w różnych publikacjach przewija się zazwyczaj oszałamiająca masa od 360 do 450 ton! 450 ton to prawie tyle, ile ważą trzy Boeingi 747 zwane popularnie JumboJet!
NAJSTARSZY: gdy go ustawiano w Rzymie, od jego wykucia ze skały macierzystej upłynęło już prawie osiemnaście wieków! Dla cesarza Konstancjusza II faraon Totmes III był postacią jeszcze bardziej starożytną, niż Konstancjusz II dla nas!
Naszą opowieść zacznijmy w Egipcie. Faraon Totmes III był osobą nietuzinkową. Został królem Egiptu w wieku zaledwie 2 lat! To jego ojciec, Totmes II zadbał o przyszłość syna. Gdy ten był jeszcze berbeciem niezdolnym do ustania na własnych nogach, w trakcie świętej procesji boga Amona w Tebach Totmes II zadbał, by posąg bóstwa na chwilę zatrzymał się przy kołysce chłopczyka. W ten sposób rzekomo sam bóg wyznaczył go na następcę tronu. Totmes II zmarł wkrótce potem. Jako dwulatek Totmes III nie mógł faktycznie rządzić Egiptem, więc w jego imieniu robiła to ciotka, którą historia zapamiętała jako królową Hatszepsut. Hatszepsut zepchnęła Totmesa III w cień i sama ogłosiła się faraonem, a ponieważ kobieta-faraon była w Egipcie raczej wyjątkiem od reguły, zaczęła przedstawiać się jako mężczyzna. Totmes III musiał czekać 20 lat, by przejąć władzę po Hatszepsut. Ale może warto było czekać? Przeszedł do historii Egiptu jako jeden z największych władców tego kraju. To właśnie jego zwycięstwa militarne upamiętniały dwa bliźniacze obeliski - w ty jeden przedstawiony na załączonym zdjęciu.
Wróćmy jednak do Rzymu. Od czasów panowania Augusta, który definitywnie podbił Egipt i włączył go do Imperium, moda na egipskie starożytności co jakiś czas wracała. Rzymianie mieli duży podziw dla cywilizacji egipskiej, która już w ich czasach była uważana za prastarą. Przejawem tej fascynacji były między innymi sprowadzane z Egiptu obeliski. Jeden z takich właśnie obelisków August kazał ustawić na spinie Circus Maximus, drugi – na Polu Marsowym, jeszcze inny sprowadził do Rzymu Kaligula i ustawił na spinie hipodromu watykańskiego. Sprowadzenie do Rzymu takich wielkich monolitów wymagało ogromnego wysiłku organizacyjnego, więc było to nie lada wydarzenie.
Gdy w Rzymie panował cesarz Konstancjusz II, Rzym lata swej świetności miał już za sobą. Była już druga połowa IV wieku n.e., a Imperium nabierało coraz bardziej chrześcijańskiego charakteru. Konstancjusz II w nominalnej stolicy Cesarstwa Zachodniego był tylko raz – w roku 357. Z relacji współczesnego mu historyka Ammianusa Marcellinusa wiemy, że Konstancjusz był oczarowany tym, co ujrzał w Rzymie. Patrząc na jego monumentalną architekturę, miał być oszołomiony jej wspaniałością: „próbował objąć umysłem jej olbrzymie rozmiary - zbyt wielkie, by śmiertelny mógł je opisać, i czyniące daremnymi wszelkie próby im dorównania”. Konstancjusz, który wcześniej planował wznieść w Rzymie jakąś nową imponującą budowlę, zniechęcił się, gdy ujrzał, co w Rzymie zbudowali jego poprzednicy.
Ale mimo to Konstancjusz ostatecznie pozostawił w Rzymie jakiś ślad po sobie: właśnie obelisk, o którym dzisiaj piszę. Dwa bliźniacze obeliski o wysokości ponad 32 metrów stały w świątyni Amona-Ra w dawnej stolicy Egiptu – Tebach. Jeden z nich planował przewieźć do Rzymu już sam August, ale przedsięwzięcie okazało się technicznie zbyt wymagające. Ponad trzy stulecia później do tego pomysłu powrócił Konstantyn Wielki, któremu udało się zdemontować oba obeliski Totmesa III i spławić je do Aleksandrii, gdzie przeleżały wiele lat. Dopiero Konstancjusz II jeden z nich wysłał do Rzymu i ustawił na spinie Circus Maximus, obok tego sprowadzonego wcześniej przez Augusta. Drugi powędrował później do Konstantynopola – nowej stolicy Imperium.
Gdy opisuje się historię obelisku Totmesa III w Rzymie, łatwo jest powiedzieć: usunąć obelisk ze świątyni Amona, przetransportować do Rzymu i ustawić w Cyrku Wielkim. To raptem trzynaście słów! Ale w rzeczywistości przedsięwzięcie to było ogromnym wyczynem i warto je szerzej omówić.
Już sam demontaż obelisku jest czymś niezwykłym – stał on nie na otwartej przestrzeni, tylko pośrodku kompleksu świątynnego Amona w Tebach, gdzie możliwości manewrowania tak ogromnym monolitem były bardzo ograniczone. Rzymianie się nie patyczkowali – aby przetransportować obelisk, zburzyli fragment sanktuarium. Co ciekawe, archeologowie odkryli dziwne zagłębienia w okolicach świątyni – niektórzy przypuszczają, że to właśnie ogromny ciężar przeciąganego przez Rzymian obelisku spowodował zapadnięcie się gruntu i odkształcenie kamiennych płyt na trasie jego transportu. Trudno sobie wyobrazić wielką barkę, która musiała być zdolna do uniesienia kolosalnego ciężaru kilkuset ton. A jednak im się udało: nie tylko z sukcesem położyli obelisk w pozycji poziomej bez jego uszkodzenia, ale także przesunęli na drewnianych rolkach nad Nil i spławili do Aleksandrii.
Najciekawsze jest jednak dalej. Wspomniany Ammianus Marcellinus pisze tak: „(…) zbudowano specjalny statek o niespotykanej dotąd wielkości – aby wprawić go w ruch, potrzeba było aż trzystu wioślarzy. (…) Wreszcie z opóźnieniem załadowano obelisk na okręt. (…) w końcu został dowieziony do dzielnicy Aleksandra, oddalonej o 3 mile od miasta. Następnie położono go na drewniane rolki, wolno ciągnięto przez Bramą Ostyjską (…) i umieszczono w Cyrku Wielkim. (…) Stanęły niebezpiecznie wysokie rusztowania z belek (można było zobaczyć niejako las machin) z przyczepionymi długimi i grubymi linami, które niby różnorakie taśmy z powodu nadmiernie gęstego rozmieszczenia zasłoniły niebo. Do nich przywiązano ową „górę” pokrytą pismem obrazkowym i stopniowo przez pustą przestrzeń podciągano wzwyż. Długo pozostawała w chwiejnej równowadze, zanim wiele tysięcy ludzi obracających kołowroty podobne do młyńskich nie postawiło jej w środku Cyrku. Na szczycie umieszczono spiżową kulę błyszczącą od złotych płytek” (Ammianus Marcellinus, Dzieje Rzymskie w przekładzie Ignacego Lewandowskiego).
Techniczny aspekt przywiezienia obelisku do Rzymu jest bardzo ciekawy. Zwróćcie uwagę, że aby dowieźć go na miejsce przeznaczenia, trzeba było barkę z monolitem ciągnąć pod prąd Tybru. Wiemy, że barki transportujące towary z Ostii do Rzymu były ciągnięte wołami. Aż trudno sobie wyobrazić, ile wołów musiałoby ciągnąć ciężar kilkuset ton… Z relacji Ammianusa warto zanotować kilka faktów: po pierwsze miejsce wyładunku obelisku pod Rzymem. Zauważcie, że nie dociągnięto go do nabrzeża portowego, tylko wyładowano wcześniej, na południe od miasta, mniej więcej w okolicach dzisiejszego muzeum Centrale Montemartini. Dlaczego Rzymianie tak bardzo wydłużyli trasę lądową? W grę wchodzi kilka przyczyn: możliwe, że na rzecznym nabrzeżu portowym przy Forum Boarium nie było dość miejsca na manewrowanie ogromnym ładunkiem. Albo przeszkodą mogły być mosty na Tybrze, pod którymi ogromna barka mogłaby się nie zmieścić. Miejsce wyładunku wybrano nieprzypadkowo: transport na rolkach tak ogromnego monolitu ciągniętego linami najłatwiejszy był w linii prostej. Pokonanie każdego zakrętu w gęsto zabudowanym mieście było dodatkowym utrudnieniem. Tak się składa, że w miejscu wyładunku (jak wspomniałem – okolice Centrale Montemartini) Via Ostiensis dochodzi niemal do samego Tybru, a trasa łącząca to miejsce z Circus Maximus jest niemal idealnie prosta.
Nie powinniśmy sobie wyobrażać tysięcy ludzi ciągnących za liny. Rzymianie byli bardziej pomysłowi. Obelisk posuwał się wolno ciągnięty linami przymocowanymi do wielkich kołowrotów, w których siła ludzkich mięśni była bardziej efektywnie wykorzystana. Za każdym razem, gdy monolit przesuwał się kawałek, trzeba było demontować całą maszynerię i ustawiać ją na nowo nieco dalej, by znów podciągnąć obelisk kilkadziesiąt metrów. Ammianus porównuje kołowroty do młynów – wyobraźnia podpowiada nam koła młynów wodnych, ale to błędne wyobrażenie – powinniśmy mieć w głowie obraz kamiennych żaren z Pompejów czy Ostii, obracanych w pozycji poziomej siłą ludzi lub zwierząt chodzących dokoła.
Co ciekawe, prawdopodobnie obelisk można było wprowadzić do Circus Maximus tylko od strony carceres (boksów startowych). Dlaczego? Z dwóch powodów: bo brama na półkolistym południowo-wschodnim fragmencie hipodromu była zapewne za wąska, by przeprowadzić przez nią ogromny ładunek (nie chodzi tylko o sam monolit, ale także o ustawienie maszynerii olinowania potrzebnego do jego przeciągnięcia). Skala koniecznych wyburzeń w okolicach carceres była zapewne znacznie mniejsza. Drugi powód to obelisk Augusta, który stał dokładnie na środku osi Circus, a więc od południowego wchodu trzeba by go było dodatkowo omijać. Droga przez carceres pozwalała uniknąć tego problemu.
Wzmianka o tysiącach ludzi, którzy uczestniczyli w podnoszeniu obelisku, nie wydaje się przesadzona. Wyobrażenie o tym, jakie ludzkie siły były to tego potrzebne, daje pochodzący już z czasów nowożytnych obraz ilustrujący przesuwanie „obelisku Kaliguli” na pl. Św. Piotra. Również informacja o „olinowaniu, które przysłoniło niebo” jest wiarygodna. Ogrom rusztowań zdolnych do utrzymania ciężaru kilkuset ton musiał robić na współczesnych wielkie wrażenie.
Ustawienie obelisku Totmesa III w pionie na spinie Circus Maximus musiałoby ogromnym widowiskiem. Hipodrom świetnie się do tego nadawał - może nawet trzysta tysięcy ludzi mogło obserwować ten fascynujący spektakl będący popisem cesarskiej władzy i siły.
Obelisk ustawiony przez Konstancjusza II miał przyćmić dokonania jego poprzedników. Trzeba przyznać, że cel został osiągnięty. Nigdy potem (zapewne aż do czasów współczesnych) nie poważono się na przewiezienie do Rzymu równie wielkiego obiektu. Biorąc pod uwagę, że w czasach Konstancjusza Imperium nie było już tak silne jak wcześniej, organizacyjny wysiłek włożony w ustawienie obelisku wciąż budzi wielki podziw. Jednak nawet takie przedsięwzięcia miały już co najwyżej wizerunkowe znaczenie. Nic bowiem nie mogło zapobiec nieuniknionemu – kres Cesarstwa Zachodniego zbliżał się szybko. Ludzie, którzy za młodu mogli z trybun Circus Maximus na własne oczy oglądać ustawianie największej kamiennej bryły, jaką kiedykolwiek sprowadzono do Rzymu, kilka dziesięcioleci później byli świadkami rzucenia ich miasta na kolana przez barbarzyńców…
Obelisk Totmesa III popękał i się przewrócił. Złożono go i ustawiono ponownie dopiero w XVI wieku. Ale już nie w Circus Maximus. Obecnie zdobi plac nieopodal bazyliki św. Jana na Lateranie, dlatego zwiemy go „obeliskiem laterańskim”. I choć jest o 4 metry krótszy niż w czasach Konstancjusza II, wciąż robi ogromne wrażenie.
Na marginesie: bliźniaczy obelisk Totmesa III, zdemontowany w tym samym czasie co ten umieszczony w Rzymie w Circus Maximus, miał mniej szczęścia. Pękł jeszcze w czasie transportu do Konstantynopola. Największy kawałek ustawiono nad Bosforem, ale nie robi on takiego wrażenia, jak obelisk laterański.
Commentaires