Ostatnie wpisy to rzymskie śluby, wesela i rozwody, więc dzisiaj dla odmiany coś lżejszego: kolejny niezwykły pompejański dom. Dom Oktawiusza Kwartiona.
Na wstępie małe wyjaśnienie: ten sam dom bywa też nazywany domem Lorejusza Tiburtinusa. Rzecz w tym, że przypisanie pompejańskich siedzib opiera się niemal zawsze tylko na pewnych poszlakach. Na podstawie afisza wyborczego znalezionego na ścianie domu uznano, że jego właścicielem był niejaki Tiburtinus. Ale już znaleziona nieco później wewnątrz domu pieczęć nosiła nazwisko Kwartiona. Jednak przecież pieczęć mogła się tam znaleźć przypadkowo, a afisz może świadczyć jedynie o tym, że właściciel domu popierał kandydaturę Tiburtinusa w wyborach, ale już niekoniecznie, że sam był kandydatem.
Niezwykłość domu wynika ze zderzenia w nim dwóch różnych stylów życia. Najstarsza frontowa część w chwili erupcji Wezuwiusza miała już ponad 250 lat, a więc nawet dla ówczesnych Rzymian była szacownym zabytkiem. Ta część miała dosyć typowy układ (dwa pomieszczenia gospodarcze od frontu, w głębi zaś atrium, tablinum, cubicula), który nawet w trakcie wielkiej przebudowy po roku 62 ne zmienił się tylko nieznacznie. Tak inne domy w przeszłości, i ten był dosyć niewielki – prawdopodobnie nie miał nawet z tyłu typowego ogródka otoczonego portykami. Brak perystylu nie dziwi – nie był potrzebny, bo rozległe zaplecze tej wielkiej posesji było pierwotnie niezabudowane – może pełniło funkcję ogrodu warzywnego lub niewielkiej winnicy (podobnych małych winnic do samego końca Pompejów w tamtej części miasta było sporo). Innymi słowy po co perystylowy ogródek, gdy spory ogród był tuż za domem.
Ale gdy w 62 roku ne miasto zostało zdewastowane przez wielkie trzęsienie ziemi, ten stary tradycyjny dom całkowicie przebudowano nadając mu nowy, spektakularny wygląd, łamiący wszystkie schematy typowych rzymskich siedzib. Odtąd dom miał zaskakiwać każdego, kto wszedł w jego progi.
Zacznijmy od wejścia, które samo w sobie nie zapowiada niezwykłości domu
Do dziś można zobaczyć fragment skrzydła potężnych drzwi frontowych. To tylko odlew wykonany tą samą metodą, jaką tworzy się odlewy zwłok ofiar erupcji z 79 rok ne, ale i tak robi wrażenie.
Po obu stronach wejścia – typowe pomieszczenia gospodarcze: o ile pamiętam jedno pełniło funkcję warsztatu garncarskiego, drugie było „pompejańskim fast-foodem”. Oba były połączone z domem, z co sprawia, że najprawdopodobniej prowadzili w nich działalność albo niewolnicy Oktawiusza, albo wyzwoleńcy albo w najlepszym wypadku klienci. W każdym razie ludzie, którym ufał, skoro mieli pełen dostęp do jego domu.
Wchodząc w rejon atrium, od razu widzimy, że mury są wiekowe. Wykonano je częściowo z ciężkiego wulkanicznego tufu i robią wrażenie bardzo solidnych. Co ciekawe, w chwili erupcji mury atrium były pozbawione dekoracji. Dlaczego? Możemy jedynie zgadywać. Może przygotowywano je do położenia świeżego tynku z nowymi freskami?
Ale atrium zaskakuje pierwszym niestandardowym elementem. W miejscu typowego basenu (impluvium) pod otworem w dachu po 62 roku ne umieszczono miniaturową marmurową fontannę, której kwadratowa niecka obramowana jest swego rodzaju donicami roślinnością. Gdy się przyjrzeć, można zauważyć jeszcze jeden szczegół: na obrzeżach basenu stoją też marmurowe postumenty. Prawdopodobnie stały na nich rzeźby. Tylko że rzeźb tych nigdy nie odnaleziono. Zapewne zostały zabrane zaraz po erupcji. Możliwe, że były na tyle cenne, że właściciel (o ile się uratował), lub ktoś z jego rodziny wrócił po rzeźby po tym, jak erupcja się zakończyła. Łatwo sobie wyobrazić niewolników Oktawiusza przekopujących wulkaniczny pył, który zasypał dom ich pana, w poszukiwaniu najcenniejszego dobytku.
Za atrium na osi domu zazwyczaj spodziewamy się znaleźć gabinet pana domu – tablinum. Ale tu go nie ma, ponieważ najprawdopodobniej w ramach przebudowy zastąpiono je nietypowym maleńkim perystylem z kolumnami z trzech stron i otwartym z czwartej. W tym miejscu wchodzimy do najbardziej spektakularnej części domu, ukształtowanej po trzęsieniu ziemi z 62 roku ne. Ten niewielki perystyl stanowi bowiem przejście do poprzecznego pasażu będącego równocześnie tarasem górującym nad tylną częścią posesji przerobioną na fantazyjny ogród. Cały pasaż ozdobiono podłużnym, wąskim basenem i częściowo przykryto dachem na kolumnach. Część pasażu pozostawała otwarta i być może była zacieniona roślinnością pnącą się po treliażach i pergolach.
W połowie długości pasaż dodatkowo urozmaicono tarasowym występem, na którym umieszczono niewielką gloriettę wspartą na kolumienkach.
Na końcu tarasu / pasażu znajduje się letnia jadalnia złożona z dwóch łóż biesiadnych wymurowanych po dwóch stronach kolejnej fontanny w niszy i z basenem.
Postawmy się teraz w sytuacji osoby goszczonej na kolacji u Oktawiusza Kwartiona – witamy się z gospodarzem w atrium i przechodzimy do perystylu. Jeżeli jest zimno, kolacja będzie serwowana w reprezentacyjnej jadalni – dekorowanej pięknymi freskami o tematyce mitologicznej oraz malowanymi panelami imitującymi drogie gatunki kamieni. Cóż, widocznie Oktawiusz był bogaty, ale nie na tyle, aby stać go było na wyłożenie ścian prawdziwymi kamiennymi płytami.
Jeżeli jednak jest gorąco, gospodarz najpewniej wyprowadzi nas z perystylu wprost na długi taras kryty dachem wspartym na kolumnach. Tam, stojąc w miłym cieniu, będziemy mogli przyglądać się bujnej zieleni rozległego ogrodu znajdującego się poniżej. Gdy już Oktawiusz nachwali się swoim ogrodem, zaprowadzi nas wzdłuż tarasu do letniej jadalni, byśmy tam spoczęli na jednym z łóż i delektując się szemrzącym strumykiem wypływającym z fontanny, oczekiwali na pierwsze dania. W międzyczasie może gospodarz opowie nam o pięknej rzeźbie w niszy fontanny (niestety nie znaleziono jej – pewnie po nią także wrócono zaraz po katastrofie) albo zacznie tłumaczyć znaczenie fresków zdobiących tę część domu.
No właśnie. Freski. Jest o czym opowiadać. Oktawiusz pewnie był z nich dumny, ale bolesna prawda jest taka, że ich poziom jest bardzo nierówny i są wśród nich także jedne z najbardziej szkaradnych malowideł, jakie znajdziecie w Pompejach. Tę najbardziej spektakularną część domu wybudowaną po trzęsieniu ziemi z 62 roku ne pokryto freskami nawiązującymi do popularnych mitów. Mamy tam więc kąpiącą się Dianę, a obok niej nieszczęsnego Akteona, który podglądał boginię i został przez nią za karę zamieniony w jelenia, a następnie rozszarpany przez jego własne psy myśliwskie. Na fresku widzimy Akteona o jeszcze męskiej postaci, ale któremu (o ile mnie oczy nie mylą) już rosną niewielkie rogi na głowie, i na którego rzucają się rozwścieczone ogary. Te freski jeszcze trzymają poziom.
Ale po drugiej stronie znajdujemy Narcyza znajdujemy Narcyza przyglądającemu się swemu odbiciu w wodzie – niestety malarzowi zabrakło talentu, bo odbicie w lustrze wody przypomina raczej leżącą na ziemi głowę obciętą podczas egzekucji.
Nie lepszy jest sąsiedni fresk, na którym widzimy Pirama i Tysbe: mitycznych protoplastów Romeo i Julii. Tysbe pochyla się nad umierającym Piramem (ten popełnił samobójstwo, bo myślał, że Tysbe została pożarta przez lwa) i z tego nieszczęścia sama przebija się mieczem. Lew będący przyczyną tego niefortunnego nieporozumienia widoczny jest u góry po lewej. Może gdyby postacie miał nieco lepsze proporcje fresk byłby nawet atrakcyjny. Ale tu – aż oczy bolą: Piram zwalisty i o maleńkiej głowie, a Tysbe też jakaś nieproporcjonalna…
Malowidła z letniej jadalni kontrastują z tymi, które zdobią jadalnię zimową, w niej bowiem sceny z Iliady i z mitów o Herkulesie, najpewniej malowane przez innego artystę, są na całkiem przyzwoitym poziomie.
Po posiłku Oktawiusz zaproponowałby nam przechadzkę po ogrodzie, który wcześniej podziwialiśmy z tarasu. Kilka schodków i jesteśmy pośród drzew. Długa sadzawka ciągnęła się aż do drugiego końca posesji. Wzdłuż niej wykopaliska wykazały istnienie różnych pergoli, płotków itd. Na środku zaś – kolejna fontanna. Przypomina to trochę scenerię wielokrotnie uwiecznianą na rzymskich freskach o tematyce „ogrodowej” (by wspomnieć chociażby freski z zimowego triclinium Liwii w Prima Porta, obecnie przechowywane w Muzeum Palazzo Massimo Alle Terme w Rzymie).
Muszę przyznać, że bardzo interesująca jest refleksja Mary Beard w książce „Pompeje. Życie rzymskiego miasta” nad tym, jak sami Rzymianie odbierali takie domy jak ten należący do Oktawiusza Kwartiona. Podzielam zdanie autorki, że dom wygląda, jakby na niewielkiej przestrzeni ograniczonej warunkami miejskimi właściciel pragnął stworzyć imitację podmiejskiej rezydencji: tu kaskada, tam grota, tam „fontańczyk”, sadzawki gdzie się da.
Mnóstwo wizualnych, barokowych efektów skoncentrowanych jednak na posesji zdecydowanie za małej jak na taką ich liczbę. Czy rzeczywiście było to symbol wysokiego statusu Oktawiusza Kwartiona? A może raczej nieudana próba naśladowania ludzi prawdziwie bogatych przez zwykłego dorobkiewicza? Wszak już samo nazwisko Oktawiusz może stanowić pewną wskazówkę, że to jakiś potomek wyzwoleńca… Pompejańskiemu plebsowi dom ten na pewno imponował, ale czy stołeczny patrycjusz nie uśmiechnąłby się z zażenowaniem, widząc ten natłok różnych ogrodowych osobliwości? Doprawdy nie wiem. Ale gdy patrzę na malowidła w jego domu, odnoszę wrażenie, że Oktawiusz nie był jednak człowiekiem o wyrobionym guście.
Comentarios