Porównanie Rzymu do wielowarstwowego tortu albo do lasagne pada tak często, że ociera się już o truizm. Ale nawet gdy się świadomym wielowiekowej ewolucji całego miasta, jego poszczególnych dzielnic, ulic, a nawet pojedynczych domów , Rzym nie przestaje zaskakiwać niezwykłą ciągłością historii, która sprawia, że jedno miejsce występowało na przestrzeni stuleci w niezliczonych wcieleniach. Dzisiaj kolejny potwierdzający to przykład, a zarazem jeden z najciekawszych rzymskich zabytków: bazylika św. Pudencjany przy Via Urbana.
Zacznijmy zatem od legend:
Dwa tysiące lat temu miał tu mieć swój dom bardzo zamożny człowiek, niejaki Pudens. Ponoć gościł on samego Piotra Apostoła podczas jego pobytu w Rzymie. Córka Pudensa się nawróciła i została chrześcijańską męczennicą. Dwaj synowie – Novatus i Timoteus, mieli przebudować swój dom rodzinny w łaźnię, którą tradycyjnie nazywano Thermae Novatii lub Novatianae. Równocześnie miało tam powstać jedno z najstarszych chrześcijańskich miejsc kultu. Wedle tradycji około II wieku termy miały zostać zamienione na bazylikę, a ostatecznie zmarła męczeńską śmiercią córka Pudensa miała zostać patronką sanktuarium. Tym samym wedle chrześcijańskiej tradycji bazylika św. Pudencjany to jeden z najstarszych nieprzerwanie czynnych rzymskich kościołów. Tradycja kultu w tym miejscu sięgać ma bowiem ponoć II wieku n.e.!
Co z tej legendy jest prawdą, a co fikcją? Okazuje się, że choć w szczegółach legendy rozmijają się z rzeczywistością, tkwi w nich pewne ziarenko prawdy.
Choć nazwisko Pudens jest historyczne, powiązanie go z miejscem, w którym znajduje się bazylika przy Via Urbana napotyka spore trudności. Od lat trwają też dyskusje, czy Thermae Novatianae znajdowały się właśnie tam, czy gdzieś nieopodal. Najnowsze badania poddają w wątpliwość najważniejsze elementy legendy o Pudensie, Pudencjanie, oraz podważają lokalizację Termae Novatianae.
Ale twarde dane archeologiczne rzucają też wiele światła na historię tego miejsca. Cofnijmy się ponad dwa tysiące lat do czasów końca rzymskiej republiki, czyli tuż po zamordowaniu Juliusza Cezara. Ulica, którą dziś docieramy do bazyliki św. Pudencjany, już wówczas istniała i nazywała się Vicus Patricius. Z jedną różnicą: jej trakt znajdował się wiele metrów pod współczesną jezdnią. Nawet nie na poziomie kościoła (który sam, jak już wspomniałem, znajduje się przecież w zagłębieniu). Nie, jeszcze niżej! W czasach Cezara ulica była zabudowana typowymi rzymskimi domus. Na wąskich i długich jak tramwaj posesjach wznosiły się domy zamożnych (ale raczej nie najbogatszych) Rzymian. Aby je sobie wyobrazić, najłatwiej sięgnąć do przykładów małych, parterowych domów z Pompejów – wszystkie miały niezbyt obszerne atrium z basenikiem pośrodku, kilka niedużych i ciemnych pomieszczeń dokoła, mikroskopijny ogródek otoczony portykiem i trzema lub czterema pokoikami oraz tablinum (gabinet) oddzielające przestrzeń ogródka od atrium. Wprawdzie nie były to imponujące rezydencje, jakie pamiętacie z serialu „Rzym” HBO, ale przyjmując za kryterium zamożności posiadanie w Rzymie jakiejkolwiek nieruchomości, właścicieli tych domów z pewnością można było uznać za ludzi majętnych. W fundamentach bazyliki św. Pudencjany, głęboko pod ziemią znaleziono ruiny dwóch takich domów zajmujących mniej więcej obszar całej współczesnej świątyni oraz placyku przed nią. Oba atria znajdowały się pod placykiem, a ogródki - mniej więcej pod środkiem nawy głównej. Z tych starych domów niewiele zostało. Trochę fundamentów i nieliczne dekoracje jak np. fragment mozaiki widoczny na załączonym zdjęciu.
Co się wydarzyło dalej, niestety nie jest jasne, ponieważ ślady archeologiczne są przez różnych badaczy rozbieżnie interpretowane. Wg jednej z hipotez w pierwszej połowie II wieku n.e. obie posesje połączono i na miejscu dwóch domus wzniesiono jedną, znacznie bogatszą rezydencję. Wg innej hipotezy („The Atlas of Ancient Rome” pod red. A. Carrandini) dwie parcele zabudowano insulą – kamienicą czynszową, na której zapleczu (od strony zbocza Wiminalu) pozostawiono istniejący tam wcześniej ogródek. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, kto ma rację. Wiadomo tylko, że elementy nowej budowli, która powstała w tym okresie, jakikolwiek byłby jej charakter, są już dosyć dobrze rozpoznawalne w fundamentach dzisiejszego kościoła oraz pod poprzedzającym go placykiem. Dla jasności – pod bazyliką znajduje się CAŁY poziom parteru tej budowli, co uświadamia skalę różnicy terenu.
Najciekawsze jest jednak to, co się wydarzyło później. Otóż jeszcze w II wieku n.e. funkcja tego miejsca ponownie uległa zmianie, ale jej szczegóły opatrzone są wieloma znakami zapytania. Przede wszystkim choć parter wcześniejszej budowli zachowano, główną kondygnacją stało się pierwsze piętro. Dlaczego? Może wynikało to z jakiegoś nieznanego nam zamysłu architektonicznego? Może poziom ulicy podniósł się na tyle, że parter zamieniono w oficynę lub wręcz piwnicę, główną kondygnacją czyniąc dawne pierwsze piętro? W źródłach książkowych i internetowych, do których dotarłem, nie ma zgodności w tej kwestii.
Wg cytowanego Atlasu właśnie dopiero wtedy definitywnie zabudowano ogródki na zapleczu frontowej budowli (pamiątkę po wspomnianych wcześniej republikańskich domus) ostatecznie zabudowano, wznosząc na nim solidne mury ciemnych, piwnicznych pomieszczeń. Ogólnie cały parter dawnej budowli zamieniono na fundament nowej konstrukcji, która zajęła dawne pierwsze piętro. Jaka była jej funkcja? Niestety znów nie ma zgodności między archeologami. Elementem łączącym różne hipotezy i interpretacje jest woda. Panuje co do zasady zgodność, że budowla, która wówczas powstała, miała z nią duży związek. Jednak jedni uważają, że na fundamencie utworzonym z dotychczasowego parteru rezydencji mieszkalnej wzniesiono nieduże termy, inni natomiast – że było to nimfeum. Jedno jest pewne – pod podłogą nawy głównej współczesnego kościoła odnaleziono resztki czegoś, co mogło być basenem o nieregularnym kształcie lub obmurowaniem bardzo wymyślnej fontanny.
Jak ta budowla „wodna” z II wieku wyglądała, też nie ma pewności. Wedle cytowanego Atlasu zasadniczo jej mury mieściły się już w obrębie dzisiejszej bazyliki. Baseny miały być umieszczone między dwoma rzędami portyków, odpowiadających istniejącym do dziś filarom wzdłuż nawy głównej. Do dyskusji na temat łaźni i nimfeum wrócę za chwilę. Tymczasem kontynuujmy naszą wędrówkę przez wieki.
Kolejny zmiana nadeszła z początkiem IV stulecia, kiedy to budowla została przebudowana na kościół. Najpierw kościołem została boczna kaplica, potem obecna główna bryła bazyliki. Lecz dokładny przebieg tej zmiany nie jest pewny. Baseny / fontanny przykryto podłogą i na ich miejscu stworzono nawę główną. Portyki być może wykorzystano do wydzielenia nawy głównej od naw bocznych. Tak w każdym razie zdaje się sugerować „Atlas”, ale wygląd kolumn nie pasuje do stylistyki II czy III wieku, więc może kolumny ustawiono dopiero w IV lub V stuleciu? Zapewne gdzieś na przestrzeni V wieku wyburzono część zabudowy między ulicą, a dawnym nimfeum / termami, tworząc istniejący po dziś dzień placyk (jednak pamiętajmy, że po powierzchnią placyku zachowały się fragmenty parteru dawnej budowli pochodzącej z II wieku!).
Innymi słowy: głęboko pod podłogą kościoła znajdują się mury parterów domów z okresu końca Republiki oraz parteru rezydencji lub insuli z II wieku, bezpośrednio pod podłogą nawy głównej: resztki instalacji wodnych z II wieku, zaś same mury kościoła to w pewnej mierze antyczna budowla (termy lub nimfeum) zaadaptowana na potrzeby budowli sakralnej. To, co kiedyś było parterem, dziś jest głęboko pod ziemią. Dawny poziom pierwszego piętra najstarszych budynków w tym miejscu odpowiada podłodze kościoła. Równocześnie poziom ulicy podniósł się na przestrzeni dwudziestu wieków o dwie kondygnacje, sprawiając, że na dawne piętro, gdzie kiedyś wchodziło się po schodach w górę, teraz trzeba zejść na dół. Proste, prawda?
Chciałbym na chwilę wrócić do dyskusji na temat tego, czy w II wieku budowlę przebudowano na nimfeum, czy na łaźnie. Ścierają się w tej kwestii dwa wielkie autorytety: Filippo Coarelli, który pisze w swoich książkach o łaźniach, i Andrea Carrandini, który w pracy „The Atlas of Ancient Rome” wskazuje na nimfeum. Pierwszy widzi w tym miejscu halę będącą odpowiednikiem bazylikalnego frigidarium wielkich łaźni cesarskich, a drugi: odkryty dziedziniec z instalacją wodną na środku i z dwoma zadaszonymi równoległymi piętrowymi portykami (z których miałyby pozostać do dzisiaj kolumny i wspomniane, obecnie zamurowane okna). To właśnie ten dziedziniec miałby wg niego zostać zamieniony na nawę główną.
Wydaje się, że koncepcja łaźni jest dominująca w starszej literaturze. Możecie w niej znaleźć odniesienia do zmiany funkcji „bazylikalnej hali” łaźni na nawę główną kościoła. Przemawia za nimi między innymi termalna tradycja tego miejsca, o której wspomniałem na początku.
Carrandini miewa niekiedy kontrowersyjne poglądy, ale tym razem wydaje mi się, że to on ma racje. Skąd taka opinia? Opieram ją na spostrzeżeniu, które ostatnio poczyniłem podczas zwiedzania bazyliki św. Pudencjany. Zwróciłem uwagę na ściany nawy głównej oraz na kolumny. Na ścianach widać wyraźnie zamurowane okna, które częściowo „kryją się” za murowanym sklepieniem. Układ dawnych okien wyraźnie wskazuje, że zanim je zamurowano, sklepienia w tym miejscu nie było. Musiało ono zatem powstać znacznie później niż mury kościoła. Pierwotny dach kościoła był więc drewniany, a murowane sklepienie dodano później. To zasadniczo wyklucza interpretację, zgodnie z którą nawa główna była kiedyś – jak pisze Coarelli – pomieszczeniem termalnym. Rzymianie przykrywali swoje termy sklepieniami, nigdy drewnianym dachem. Bardziej wg mnie prawdopodobne jest zatem, że zanim budowla została zaadoptowana na miejsce kultu chrześcijańskiego, miejsce zajęte później przez nawę główną było pomieszczeniem otwartym, być może rodzajem dziedzińca z fontanną na środku. To by wspierało hipotezę z nimfeum.
Również w najnowszej pracy autorstwa prof. Claudia Angelelli pt „La Basilica titolare di Santa Pudenziana. Nuove ricerche”, którą znam niestety jedynie z dostępnego w Internecie streszczenia, wskazuje się rekonstrukcję obiektu w V wieku – widać na niej, że obecna nawa główna jest interpretowana jako dziedziniec okolony portykiem. Przybliżałoby nas to do koncepcji forsowanej przez A. Carrandiniego w „Atlasie”. Obrońcy hipotezy z łaźniami mogą twierdzić, że może w starożytności sklepienie istniało, ale uległo zniszczeniu, i że nowe sklepienie odbudowano w czasach nowożytnych w zupełnie innym kształcie i w innym układzie, co by wyjaśniało, dlaczego zachodzi ono na zamurowane antyczne okna. Jednak to tłumaczenie się też nie broni. Dlaczego? Spójrzcie na filary na zdjęciu. Zobaczycie łatwo, że najwyraźniej podczas dodawania ciężkiego sklepienia budowniczowie obawiali się, że wątłe kolumny nie utrzymają dodatkowej masy. Dlatego kolumny wzmocniono, rozbudowując filary i czyniąc je masywniejszymi. To dowodzi, że same kolumny NIGDY nie były przystosowane do dźwigania ciężaru sklepienia.
Ktoś może jeszcze powiedzieć, że brak zadaszenia nie wyklucza koncepcji łaźni, bo przecież w typowych łaźniach były budowane także odkryte baseny z zimną wodą (tzw. natatio) i inne otwarte dziedzińce (palestry). Ale ja zwracam uwagę, że palestry były terenem ćwiczeń, więc nie było w nich basenów jak te odkryte pod podłogą kościoła, a odkryte natatio budowano zasadniczo proste, a nie o tak wymyślnym obmurowaniu, jakie w tym przypadku.
No i pozostaje kwestia Pudencjany, która dzisiaj jest patronką bazyliki. Wedle chrześcijańskiej tradycji była córką wspomnianego Pudensa i chrześcijańską męczennicą. Ale to zapewne tylko legenda. Możliwe, że jej patronat nad kościołem jest wynikiem zwykłej językowej pomyłki. Najdawniejsze miejsca kultu chrześcijańskiego mieściły się w domach prywatnych (zwanych „titulus”, l.m. „tituli”), możliwe więc, że taki dom modlitw znajdował się także w znajdującej się gdzieś w pobliżu posiadłości Pudensa i od nazwiska właściciela zwany był „titulus Pudentis”. Zbiorowa pamięć mieszkańców Rzymu przechowała wiedzę o "Domu Pudensowym" czyli "Domus Pudentiana", zniekształcając jego nazwisko, przymiotnik zmieniając w rzeczownik i wiążąc to wszystko z domniemaną świętą, która zapewne nigdy nie istniała…
Bardzo ciekawy artykuł, profesjonalnie i dogłębnie analizuje stan faktycznyi i historię świątyni Pudencjany. Brawo !!!